sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 4. "Daj nam trochę czasu, Caroline."

Tydzień później.

Siedziałam w kawiarni i bawiłam się zapięciem od portfela, czekałam na Ashley która miała przyjść z Justinem, chłopak nie dawał mi spokoju przez najbliższy tydzień i błagał o spotkanie, Oczywiście byłam nastawiona na to złowrogo, ale Ashley też napierała, więc musiałam się ostatecznie zgodzić. Usłyszałam dzwięk dzwonka przy drzwiach i nim się obejrzałam usiadła obok mnie Ashley, a na przeciw nam Justin. Westchnęłam i czekałam aż któreś z nich zacznie rozmowę. Poprawiłam spadające ramiączko z mojego ramiona i w tym momencie Justin zaczął.

- Caroline, wiem że masz do mnie żal, że..

Przerwałam mu.
- Chcesz znowu mi powiedzieć jaką to idiotką jestem? Pomyśl w co się wpakowałeś, chcesz wrócić i zamknąć poprzednie rozdziały? Zapomniałeś już jak mnie uderzyłeś? - chłopak za każdym razem chciał coś wtrącić. 

- Caro... Wiem, że nie zachowałem się stosownie, wiem że nie powinienem Ciebie uderzyć i wiem, że nie będzie już tak jak zawsze, ale daj nam szanse, daj szanse naszej znajomości, tak trudno wybaczyć? - Myślałam, że się przesłyszałam.

- Tak! Trudno wybaczyć! Myślisz, że wszystko w porządku!? Justin mylisz się!

Chłopak popatrzał przez okno, po którym spływały krople.

- Nie chcesz spróbować? - Odezwała się cicho Ashley.

Moja szczęka zadrżała, do oczu napłynęły łzy.
- Nie chcę.. Jedyne czego chcę to żeby Justin dał mi spokój, nie potrzebuję jego osoby przy mnie. - Całkowicie odmówiłam wszystkiego i schowałam twarz w moich czarnych jak węgiel włosach.

- Księżniczko... Daj mi tą cholerną szanse.. - Widać, że chłopak miał dość i chciał płakać.

- Nie dam rady Justin... Weź sobie Ashley, nie wiem, ale napewno nie mnie... - Pociągnęłam nosem.

Chłopak przetarł oczy. Obrócił głowę w jego stronę i popatrzałam w jego karmelowe oczy, wymiękłam przy jego wzroku, oczy Justina lekko błyszczały, on rówież pociągnął nosem.

- Jedną jedyną szanse, dla mnie.. - Zacisnął oczy.

- Nie Justin.. Daj święty spokój tej sprawie. - Odsunęłam moje krzesło i odeszłam od stolika, podeszłam do drzwi, spojrzałam jeszcze raz na Justina, który patrzał z grymasem na twarzy, przez okno. Wyszłam z pomieszczenia, a moje ciało pokryło się wodą, która leciała z chmur. Przeszłam obok okna, w które patrzał się Justin i popatrzałam na chłopaka. On zaś popatrzył na mnie, jednak szybko odwrócił wzrok na kelnerkę, która podeszła do stolika. Odeszłam od okna i poczęłam iść do domu.

Justin POV's

Kiedy Caroline odeszła miałem mieszane uczucia co do tej sprawy, dziewczyna jest uparta, trudno do niej dotrzeć, nie próbowałeś jednego sposobu Bieber. Popatrzałem na Ashley, która robiła coś na telefonie, zwinnie wyciągnąłem rękę w stronę telefonu i zabrałem go jednym, zwinnym ruchem.

- Justin! - Pisnęła dziewczyna, próbując sięgnąć telefon, wychylając się z nad stołu. Zachichotałem, powróciłem oczami do telefonu i przeczytałem całą wiadomość.

- Spotkajmy się dziś wieczorem, i tak nie mam co robić, a mój przyjaciel będzie zajęty. Pozatym myślałam o upojnej nocy, a tego nie chcesz przegapić kotku. xx - Przeczytałem wiadomość na głos, przez co ludzie się spojrzeli na nas, co mało mnie interesowało.

- Jesteś irytujący, Bieber.. - Mruknęła dziewczyna i podeszła od mojej strony, chcąc zabrać mi telefon. Rzuciła się na mnie z rękoma, kiedy ja w tym czasie ominąłem jej ruch. Ashley przeklnęła pod nosem i poddała się.

Chciałem przejrzeć normalnie jej telefon, kiedy dziewczyna położyła dłoń na moim udzie i zaczęła iść wyżej, wsadziła dłoń pod moją koszulkę z krótkim rękawem w kolorze khaki i zaczęła jeździć dłonią po moim wyrzeźbionym brzuchu, wiedziała że ulegam dotyku kobiety więc to wykorzystała. Przybliżyła usta do mojej szyi i zaczęła ją lekko całować, dostałem na samą interakcje gęsiej skórki. Ashley składała na szyi mokre pocałunki, przesuwając dłoń w stronę mojej dłoni, w której trzymałem telefon i zwinnie go zabrała. Przymknąłem oczy i bezświadomie cicho jęknąłem, drobna postura obok mnie się poruszyła i już chwilę zaraz odsunęła się odemnie. Otworzyłem oszołomiony oczy i zacząłem ciężko oddychać.

- Wiedziałaś co zrobić żeby odzyskać telefon! Jesteś podła! - Udałem obrażonego i po chwili dostaliśmy zamówienia, które niedawno składaliśmy. Jako że miałem truskawkowego shake'a w plastikowym kubku, wstałem z siedzenia i podeszłem do drzwi, dziewczyna zaraz za mną.

- Nie, nie. Ty tutaj zostajesz i czekasz na swojego chłoptasia kochanie. - Wskazałem palcem na miejsce, przy którym niedawno siedzieliśmy. Dziewczyna przewróciła oczami. Musnąłem jej rozpalony policzek i dałem pieniądze. - Zapłać za mój napój. - dokończyłem i wyszedłem z kawiarni.

Poszedłem w strone najbliższego parku, w którym kręcom się podejrzane typy, wcześniej wyrzucając napój, którego nie chciałem, nie wyrzucam pieniędzy w błoto. 

Caroline POV's

Weszłam do domu i zdjęłam buty ze stóp. Obejrzałam się dookoła, nogi mnie bolały, bo wcześniej obeszłam centrum, po prostu się przeszłam. Weszłam do salonu i usiadłam na kanapie, chciałam się rozłożyć, ale nie było mi to dane, bo ktoś zapukał do drzwi. Westchnęłam i wstałam z legowiska, po czym podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Ujrzałam Pattie, mame Justina.

- Witaj kochanie, nie przeszkadzam? - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie.

- Pani? Nigdy. - Posłałam jej sztuczny uśmiech i wpuściłam do środka, chcę się położyć kobieto, a Ty przychodzisz w takim momencie.

Kobieta ściągnęła z siebie płaszcz i buty, położyła torebkę na szafce obok lampy, na przedpokoju. Usiadła na fotelu, poszłam za nią i usiadłam na kanapie.

- Caroline, skarbie.. - Zaczęła kobieta. - Rozmawiałam ostatnio z moim synem i stwierdziłam, że muszę coś z tym zrobić, mianowicie, ostatnio Justin nie dawał Ci spokoju. - Ścisnęła mocno usta.

Skinęłam lekko głową.

- Mówił, że chce do Ciebie wrócić i że bardzo żałuje za to co zro..

Przerwałam jej.
- Spotkałam się dzisiaj z nim i ani trochę nie mam ochoty rozmawiać o pani synu, zrobił co zrobił i nie wybaczę mu tego. - Mruknęłam.

- Byliście idealną parą, dlaczego mu nie wybaczysz? Przecież może się jeszcze wszystko ułożyć! - Kobieta podniosła głos.

- Niech pani nie krzyczy, dobrze? - Również to zrobiłam i wstałam z kanapy.

- Justin puść mnie! - Wrzasnęłam radosnie, bijąc chłopaka w plecy. Mogłam poczuć jak jego mięśnie się napinają i rozluźniają, oznaczało to że Justin się śmiał.

- Niby dlaczego kochanie? Nie powinnaś tego robić. - Usłyszałam jego głos.

- Powinnam, jesteś takim egoistą, więc czemu nie. - Wciąż biłam go w plecy. Justin szedł coraz bliżej basenu i wiedziałam że mnie tam wrzuci. - Nie wrzucaj mnie do basenu, proszę! - Krzyknęłam.

- Nie zrobię tego, idziemy na leżaki przecież. - Uspokoił mnie, chciałam coś powiedzieć, jednak nie było mi to dane, ponieważ ten egoista wrzucił mnie do wody, obiecał.

Zaczęłam się krztusić, wypłynęłam na powierzchnie i zaczerpałam powietrza. Justin się śmiał, jednocześnie trzymając za brzuch.

- Pomóż mi Justin! - Wydarłam się na niego. On podszedł bliżej basenu i wyciągnął do mnie ręke, podpłynęłam bliżej barier i złapałam jego dłoń, on zaś zaczął ciągnąć mnie poza basen, byłam szybsza i wciągnęłam go do wody. Chłopaka przez chwilę nie było, ale zaraz pociągnął mnie za nogę, zanurzylam się cała w wodzie. 

Po raz drugi już wynurzyłam się i popatrzałam na chłopaka, który opierał się o stopien i patrzał przed siebie. Podpłynęłam do niego i zawisłam na jego plecach, oplatając brzuch nogami, musnęłam go w ramię.

- Co jest Jay? - Ułożyłam dłonie na jego ramionach i poczęłam je masować. 

Przez chwilę się nie odzywał, nim się obejrzałam, byłam przodem do niego. Patrzeliśmy sobie w oczy, wtem chłopak rozbił swoje usta o moje. 

- Słuchasz mnie Carol...? - Pattie podeszła do mnie już ubrana. - Wychodzę, a Tobie radzę to przemyśleć, do zobaczenia. - Musnęła mój policzek i po chwili zniknęła za drzwiami. Usiadłam na kanapie, ale znowu ktoś zadzwonił, myślałam że to mama Justina czegoś zapomniała więc poszłam do drzwi i z impentem je otworzyłam.

- Czego pa.. - Popatrzałam na osobę, był to Logan, znam go.. To kolega Justina. Nic nie odpowiedział tylko wszedł, popychając mnie.

- Pojedziemy gdzieś, musisz się zgodzić, rozumiesz? - Westchnął.
__________________________________________________________________________

W końcu go dodałam, wiem że czekaliście długo, ale jak już pisałam w jednym poście, nie miałam pomysłów a chciałam Was czymś zadowolić. Macie rozdział, komentujcie, dawajcie swoje uwagi.

Jak wiadomo, pojawił się nowy bohater, Logan.



Ma 28 lat i jest przyjacielem Justina. Chłopak namiesza tutaj i to bardzo. Mam pomysł na tą postać.

A i pragnę przypomnieć, że rozdział zbytnio nie sprawdzany.

Nowy rozdział

Cześć moi drodzy, rozdział mam już prawie gotowy, możliwe że zobaczycie go dziś wieczorem, lub jutro. Przepraszam za moją nieobecność, ale dużo myślałam nad opowiadaniem, bo szczerze nie mam pomysłu na całość, co uklepie to uklepie, jestem zadowolon z mojego rozdziału, który w pełni nie jest gotowy, ale wy też musicie ocenić, kiedy rozdział się pojawi prosiłabym również o to, żeby kto kolwiek kto przeczyta następny rozdział, skomentował go i dał uwagi, swoje pomysły, które chętnie wykorzystam w swój sposób. Bądźcie cierpliwi i czekajcie! :)

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 3.

Siedziałam na krańcu łóżka, tępo patrząc na ramkę ze zdjęciem, na którym jestem ja z Justinem, on trzyma mnie od tyłu i całuje w policzek, a moje oczy pełne szczęścia patrzą w obiektyw. Głaskałam kciukiem jego policzek, a z moich oczu leciały pojedyncze łzy. Nagle do pokoju z impentem wpadła moja mama, jej oczy były pełne złości, jak i troski.

- Musimy poważnie porozmawiać Caroline.- Rzuciła od razu, a ja schowałam zdjęcie za siebie, nie chcę żeby mama widziała jak cierpię przez to co się wczoraj stało, lub dzieje się cały czas w moim życiu.

Rodzicielka usiadła obok mnie i położyła dłoń na moim kolanie. Jednakże nie zapytała o to co chciała, lecz o to co zobaczyła.

- Chodzi o Justina? - Łagodny ton dotarł do moich uszu.

- Wszystko zepsułam mamo, ja wszystko zepsułam... Chciałabym być w jego ramionach i słuchać tego wszystkiego, tego jak opowiadał mi, że jestem jego jedyną, że mnie nie opuści.. - Zaczęłam płakać bardziej i czułam jak po raz kolejny robi mi się gula w gardle. Spojrzałam mamie w oczy.

Przytuliła mnie do siebie i mogłam poczuć jak jej dobre serce bije, bije dla mnie. 
- Cichutko skarbie.. Czasami popełniamy wiele błędów, za które żałujemy, a Ty zrobiłaś coś czego właściwie Justin nie powinien Ci wybaczyć, ale uwierz.. Odnajdziesz się sama w tym świecie i postawisz wszystko tak jak Ty chcesz.. On.. On praktycznie nie jest Ciebie wart, chociażby dlatego że Cię uderzył.. 

Słowa mamy do mnie docierały tylko w połowie, uderzył mnie, ale to przeszłość, myślę że teraz by tego nie zrobił, nie mógłby.. Za każdym razem kiedy spojrze na sufit gdzie było lustro a na nim poprzyczepiane zdjęcia, przypominam sobie każdą dobrą chwilę z nim, kiedy właściwie jesteśmy szczęśliwi i jest tylko jedna przeszkoda, Drew. Tak, zdradziłam go z jego najlepszym przyjacielem i tak wiem, że Justin mu wybaczył, w sumie oboje wiedzieli że ten jeden numerek praktycznie nic nie znaczył, jednak mi też powinien wybaczyć.. Albo chyba jednak nie, wycofuję to co powiedziałam.

Mama pogładziła mnie po plecach i wstała. Stanęła przy drzwiach i już miała wychodzić gdy odwróciła się w moją stronę i powiedziała.

- Nie będzie mnie całą noc, idę do pracy.. Nie rób nic za co mogłabyś żałować.

Skinęłąm lekko głową i wyciągnęłam zdjęcie ponownie, usłyszałam tylko ciche "Kocham Cię skarbie". Zaczęłam patrzeć ponownie na zdjęcie i tym razem wyciągnęłam je z ramki i podarłam pomiędzy przerwą między mną a Justinem, wzięłam portfel który leżał na szafce nocnej, z niego wyciągnęłam wszystkie zdjęcia, mamy, taty i rodzeństwa a zastąpiłam jednym Justinem. Zamknęłam portfel, odłożyłam na szafkę i w pewnym momencie usłyszałam dzwonienie do drzwi. Szybko wstałam z łóżka, nałożyłam na siebie bluzę Justina, którą ukradłam mu na początku naszego związku, włosy szybko upięłam w koka, z gumki która miałam na nadgarstku i zbiegłam na dół. Wytarłam chyba tusz, który już zdążył wyschnąć, ale nawet nie wiem czy do końca wytarłam. 

Otworzyłam drzwi a w nich zobaczyłam Ashley i.. Justina.

- Możemy wejść, czy zamierzasz nam kazać stać na tym zimnie? - Syknęła Ashley, która była cała mokra od deszczu. Otworzyłam drzwi bardziej i skinęłam głową, po czym odsunęłam się aby mogli wejść. Oboje ściągnęli buty i ułożyli w rogu szafki. Przeszłam dalej i spojrzałam na nich.

- Mogę wiedzieć co odemnie chcecie? - Założyłam ręce na piersiach.

- Płakałaś? - Ashley niemal krzyknęła na mnie.

Nie chciałam pokazać im, że jestem słaba więc skłamałam.

- Nie.. Po prostu ćwiczyłam i makijaż mi się zmazał przez pot. - Parsknęłam szybko.

- Z tego co pamiętam masz sentyment do tej bluzy. - Justin wskazał palcem na moją bluzę.

- Założyłam ją po treningu. - Poraz kolejny skamałam.

- Uznajmy, że Ci wierzymy. - Machnęła lekceważąco ręką Ashley i usiadła na kanapie, zaraz koło niej Justin.

Usiadłam na fotelu, przeciw nim i popatrzałam na nich wyczekująco.

- Justin chce Ci coś powiedzieć. - Zaczęła Ashley.

- Wiem, że to żałosne i że zbyt szybko zareagowałem, ale.. ale chce zacząć z Tobą znajomość od początku. - Wydusił z siebie strasznie szybko.

Na początku nie wierzyłam w to co słyszę, myślałam że to wszystko sen i zaraz się obudzę. Zaciągnęłam nosem i spojrzałam na niego spod rzęs.

- Jak niby sobie to wyobrażasz, że tak po prostu zapomnę o tym wszystkim i będzie dobrze?

- No tak, uda nam się.. - Wychrypiał z bólem w oczach.

Zupełnie go nie rozumiałam, był jak w transie, mówił coś co jest śmieszne, jednak nie dla mnie. To ja nosiłam siniak na twarzy przez dwa tygodnie i to ja miałam problemy z policją przez niego. On nie zdawał sobie sprawy w jaki sposób ja się czułam ciągnięta po salach sądowych, raz z powodu kradzieży, raz z powodu zamordowania, tak.. Nikogo nie obchodziło co czuję, dla nich najlepiej jakbym w ogóle nie żyła, bo po co komu dziewczyna z problemami. Wstałam powoli z fotela i podeszłam do drzwi frontowych. Poleciały mi łzy na nowo, rozpłakałam się bardziej niż się tego spodziewałam.

- Myślę, że powinniście już iść. - Wymamrotałam przez łzy i wskałam palcem na drzwi. Oni potulnie wstali i podeszli do szafki aby ubrać buty. Patrzałam na zawiedzionego Justina, który najwidoczniej nie był zadowolny z moich słów. Oboje ubrali buty, Ashley rzuciła mi tylko wściekłe spojrzenie i wyszli, zatrzasnęłam za nimi drzwi i osunęłam się po nich. Zaczęłam łkać, właściwie ryczeć, co można było usłyszeć przez zamknięte drzwi na dworzu.

|Justin PoV's|

Wsiadłem z Ashley do samochodu i bez słowa odpaliłem silnik.

- Justin.. Nie martw się, ona prędzej czy później weźmie sie w garść i da Wam szanse.. - Poczułem małą rączkę na moim ramieniu.

- Ashley to nie o to chodzi, ja po prostu.. Ja po prostu chcę mieć z głowy złe sprawy i chcę nie mieć nikogo na sumieniu. Nie kocham jej i nie będe kochać.. - Oczywiście że skłamałem, tak mnie bolało to, że odrzuciła moje przeprosiny. Zawsze muszę udawać twardziela, kiedy tak naprawdę mógłbym rozpłakać się i zatopić smutki w alkoholu, cóż niby dziwne, no ale kiedyś to był mój sposób na odstresowanie.

_________________________________________________________________________________

Wszedłem do domu i rzuciłem buty pod szafkę z butami. Ściągnąłem moją skórzaną kurtkę i rzuciłem na kanapę i usiadłem obok niej. Schowałem twarz w dłonie i zacząłem rozmyślać o dzisiejszej sytuacji. W prawdzie nie odzyskam już Caroline i nie będzie jak dawniej, co mnie podkusiło do tego aby zacząć od nowa? Już mówię, mianowicie wczoraj po nieudanym wyjściu dużo myślałem o tym wszystkim i zrozumiałem, że oboje nie zapomnieliśmy o sobie. Nie dam jej za wygraną, choćby brzmiało to oklepanie. Nie chcę o niej zapomnieć i nie zapomne. Oczywiście, dalej myślcie, że to się za szybko dzieje, ale będę robił co mi się żywnie podoba, to jest lekko zagmatwane, nawet bardzo.
Nie chcąc myśleć o tym wszystkim dalej, poszedłem na górę wziąć prysznic.

                                                                  ______________

Tak wiem wyszło okropnie i nie tak jak chciałam, ale cały rozdział mi się wczoraj usunął nie wiem jak i po prostu pisałam dzisiaj na szybko, aby dzisiaj ten rozdział wyszedł, obiecuję że następny będzie lepszy i Was zadowole, bo napewno tym Was nie zadowoliłam, no nic to tyle. Przepraszam i przepraszam, że nie jest to co Wam pisałam wczoraj w informacji.


niedziela, 1 lutego 2015

INFORMACJA

Przepraszam Was bardzo, rozdział miałam dać dzisiaj, aczkolwiek brakuje mi czegoś w tym rozdziale i go nie dodam, jeżeli to by nie było straszne to dam rozdział jutro lub pojutrze. Na początku chcę Wam uświadomić iż miałam dużo nauki, a po drugie chcialam Wam też powiedzieć, że rozdział pisałam już w piątek i do dzisiaj go nie skończyłam. Mogę Wam też powiedzieć, że w tym rozdziale, który się pojawi coś pęknie w Justinie, ale niestety nie będzie to powrót do Caroline, mogę jedynie zdradzić, że będzie coś pomiędzy Ashley i Justinem, a Caroline im przeszkodzi.

Więc, z wielkim żalem Was przepraszam.
Natalia.


piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 2 "I do not love her, betrayed me."

|Oczami Caroline Rose|

Oderwałam się od Ashley i wyprostowałam plecy aby mój kręgosłup stał się bardziej elastyczny, wiem dziwnie to brzmi, ale ona była ode mnie mniejsza i musiałam się schylić aby co kolwiek usłyszała szeptem, albo nawet przytulić. Spojrzałam w oczy Justina i wyczułam strach, który swoją drogą mieszał się ze złością, której nie nawidziłam gdy, opowiem wam dlaczego. Przychodziłam często pijana do domu (po imprezie z Ashley z resztą) i  od progu czekał Justin opierający się o szafkę na buty, już przebrany w ciuchy do spania i patrzył na mnie ciemnymi bardzo bardzo ciemnymi tęczówkami od złości i smutku, bólu jaki mu sprawiałam tym jak się upijałam. Starałam się zapokoić sytuację zwykłym uwodzeniem, jednak nie zawsze skutkowało, najczęściej szedł spać do salonu jeszcze przed tym napuszczając mi wody do wanny (miala nie raz taki ciezki stan, ze nie mogłam się utrzymać "klęcząc" przy wannie napuszczając wody). Nie kończyło się to na zwykłym "dobranoc" od nie chcenia i szedł spać, prawił mi kazania, jak co drugi dzień, jaka to nieodpowiedzialna jestem i że powinnam się opamiętać bo mogę go stracić. Wtedy zbytnio mnie to nie obchodziło, jednak gdy w końcu kilka razy go zdradziłam, a potem wykrzyczałam mu wszystko co zrobiłam w twarz i wtedy się skończyło, zaczął się pakować, ja płakałam ile tylko miałam sił. Przepraszałam go jak głupia, ale odpwiedzią było zwykłe, a może jednak nie zwykłe, "Koniec z nami, znajdź sobie innego do otwartego związku." tak nie moge uwierzyć, że te słowa wyszły z ust Justina, tego Justina Drew Biebera, mężczyzny mojego życia. Wtedy skończyło się wszystko, co miało mieć swój początek i koniec czyli miłość aż do śmierci.

- Caroline Rose McCarthy słuchasz mnie? - Ashley delikatnie stuknęła palcem w moje ramię.
- Słyszę Cię doskonale Ashley, jednak poradzisz sobie sama w towarzystwie DREW - Podkreśliłam imię "Drew" i powoli zaczęłam się odwracać, gdy te moje powolne ruchy w końcu pozwoliły mi patrzeć w inną stronę jak najszybciej poruszałam nogami aby dotrzeć do domu. Chcąć powiedzieć jakie kolwiek słowo pocieszające mnie jąkałam się, po prostu się jąkałam. Nie potrafiłam nic powiedzieć, ta obrzydliwa gula w moim gardle, łzy spływające na policzki to coś strasznego, jednak jak wyglądałam z rozmazanym tuszem? Nie zastanawiałam się, miałam ochotę wtulić się w poduszkę i wypłakać, wyżalić w pewien sposób. Gdy już byłam coraz bliżej domu zdałam sobie sprawę co tak naprawdę moja rodzicielka może sobie pomyśleć o mnie, krótka sukienka, rozmazany tusz to rzęs (lub nie) i moja koronkowa bielizna, którą można było pewnie zobaczyć jak sukienka mi się podwinęła do góry. No nic, podeszłam do drzwi i chcąc nie chcąc nacisnęłam klamkę. Weszłam do pomieszczenia (zwanym moim domem) wszystkie światła były pozapalane, a mama stała przy schodach i patrzyła na mnie takim samym wzrokiem jak Justin. Ogh, tylko nie to, będą kazania i jeszcze większa kara ( a może jednak nie?).

- Caroline Rose McCarthy, chyba wyraziłam się jasno! Gdzie ty chodzisz po nocach i jeszcze na dodatek gdy jesteś uziemniona?! - Moja rodzicielka patrzała na mnie z politowaniem.

- J-ja by-byłam u Ash-Ashley. - Wydutkałam przez płacz, a moje serce ścisnął jeszcze większy ból.

- Nie ma, że byłaś u Ashley! W ogóle jak ty wyglądasz?! Sukienka podwinięta do góry, całą bieliznę Ci widać i jeszcze na dodatek cała rozmazana! Nie tak Cię wychowywałam. - Ostatnie słowa chyba powiedziała do siebie, bo ledwo usłyszałam co mówi.

- Idę do góry. - Spuściłam głowę na dół, a łzy kapały na podłogę.

- Idź i się nawet nie pokazuj mi na oczy! - Wskazała na schody i odeszła chwiejnym krokiem, może brała leki na senne i była zmęczona, nie wiem.


|Oczami Justina|


- Przepraszam Cię za nią Justin, to nie miało tak być. - Ashley ze skruchą w głosie odezwała się w końcu.

- Nie szkodzi (nie w ogóle), ale serio opowiadała Ci o mnie? - Spojrzałem jej prosto w oczy i podrapałem się po karku.

- Tak i to dużo, ale kiedy mi w końcu wyznała, że Cię zdradziła miałam ochotę ją uderzyć, bo w końcu mówiła mi jaki ty to jesteś przystojny i takie tam, a tu BUM! Zdradziła Cię.- Ashley wymachiwała rękoma na wszystkie strony co nie powiem śmieszyło mnie.

Koniec tego gadania,  muszę się wyspać na baardzo ciężki dzień.

- Przepraszam Ashley, ale idę już do domu. Jestem śpiący i chcę się wyspać, bo jutro mam spotkać się z drugim gangiem. - Położyłem rękę na jej plecach i przyciągnąłem na znak aby się do mnie przytuliła, tak też uczyniła.

- Nie masz za co, w sumie też straciłam ochotę na jakie kolwiek picie. - Pocałowała mnie w policzek i wolnym krokiem zaczęła odchodzić.

Nie zwracając już na to większej uwagi zadzwoniłem do Drew i po prosiłem aby po mnie przyjechał, ja w między czasie odpaliłem lufkę, do której były włożone zeschnięte listki mary jane*.

>_>>_>_>_>__>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_

* marihuana - mary jane po prostu lepiej brzmi.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział 1. "You should calm down."

|Oczami Caroline Rose|

Aktualnie przygotowywałam się na spotkanie z moją przyjaciółką Ashley, tak miałyśmy zamiar w końcu się rozerwać w klubie i zaczerpnąć prawdziwej zabawy. Plan naszej "wycieczki" wydawał się być prosty, Ashley chciała przedstawić mi swojego przyjaciela Drew. Powiedziała mi również, że to nie jest jego pełne imię, że to jest jego drugie imię. Jakoś zbytnio nie myślałam o tym jej przyjacielu, jednak coś mi się wydawało jakbym znała go jeszcze tuż przed nią, jakbym była z nim związana. Dobra wyrzućmy te myśli z głowy i zacznijmy żyć tym co się ma zaraz stać, tak zbytnio nie przejmuję się tym co mnie czeka, zależy mi tylko i wyłącznie na tym aby go uwieść, jednak musi być przystojny bo nie wyjdzie. Nie miejcie mnie za dziwkę, po prostu nie chciałabym jakiegoś sztywniaka, ja lubię zabawę. Właśnie zakładałam na siebie czerwoną sukienkę przed kolana, która odkrywała mi dużo no nie powiem, że nie. Była koloru jak mówiłam czerwonego, jednak nie takiego zwykłego, raczej koloru krwi, czyli ciemna czerwień. Och nie ważne! Poprawiłam jeszcze mój koronkowy biustonosz koloru czarnego, który idealnie opinał moje jakże idealnie piersi, Koniec samochwalenia się, podeszłam do lustra w moim pokoju i sięgnęłam z szafeczki szczotkę, delikatnie przejechałam nią po włosach. Gdy już wiedziałam, że jestem gotowa sięgnęłam z łóżka moją czarną torebkę z Chanel i zeszłam stukając obcasami na dół, moja mama była w pracy, ja miałam karę, ale po co mi ją zrobiła skoro jest w pracy i nie wie czy wyszłam gdzieś czy nie? Zgasiłam wszytkie światła i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Odeszłam troszkę od domu i puściłam w powietrzu buziaczka w stronę mojego miejsca zamieszkania.

|Oczami Drew (Justina)|

Stałem z Ashley już przy klubie, czekaliśmy na jej przyjaciółkę Rose, ładne imię swoją drogą. Nie lubię opowiadać o sobie, ale jak już muszę to uczynie to. Miałem na sobie obcisłą katanę, wkruwiała mnie jak nie wiem, ale muszę przyciągać dziewczyny halo! Jej rękawy były lekko podwinięte, przez co moje tatuaże były widoczne i nawet nie wiecie ile dziewczy się na mną oglądało. Na dolnej partii ciała miałem spodnie ze spuszczonym krokiem, a na stopach, hmm.. czarne Air Force. Jeszcze bym zapomniał pod kataną miałem biały t-shirt, włoy były w lekkim nie ładzie nie dawałem dzisiaj dużo żelu na co komu. Z nudów wyciągnąłem papierosa z paczki, włożyłem go do ust, odpaliłem zapalniczkę i podpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się dymem i wypuściłem go z ust robiąc kółka. Ashley stała koło mnie i podtrzymywała swoją ręką, moją rękę.
- Przepraszam, że musimy tyle czekać, Rose napewno zaraz będzie. Jak nie to ją uduszę. - Wykrzywiła usta w smutny uśmiech, jak inaczej to można nazwać.
- Cokolwiek Ashley, poczekajmy jeszcze z dziesięć minut, może coś ją zatrzymało. - Udałem, że mnie to nie rusza, ale cholera! Ta laska niech nie myśli, że będziemy na nią czekać Bóg wie ile.

|Bez żadnej perspektywy|

Caroline zatrzymała się tuż za nimi i jakby zamarła, "Nie możliwe, to Justin?! Ten skurwiel?!" powiedziała pod nosem i już miała szturchnąć Ashley gdy Justin i jej przyjaciółła odwróciła się w stronę Caroline.
- O jesteś Caroline Rose! - "Użyła mojego pełnego imienia, musi być nieźle wkurzona."
- We własnej osobie, Ashley. - Moje usta rozszerzyły się i błagającym o wyjaśnienie spojrzeniem patrzyłam na moją przyjaciółkę.
- Wiesz ile na Ciebie czekaliśmy?! Zdajesz sobie sprawę?! - Krzyczała na mnie "mała suczka".
- Tak, tak. Chyba, że miałam wyglądać jak bezdomna w jakieś żółtej sukieneczce za kolana. - Zaśmiałam się wrednie, podeszłam bliżej Ashley. Pachniała perfumem Dior'a, ukradła mi ten perfum jakiś rok temu, jak już wspominałam "mała suczka".
- No nie ważne, poznajcie się. Justin to jest Caroline ROSE, Caroline ROSE to jest Justin. - Uśmiechnęła sie do Justina, a potem odwróciła głowę w stronę Caroline i dała jej surowe spojrzenie.
- Ja znam już tego Pana i chyba wolę nie mieszać się w jaką kolwiek znajomość z nim. - Jej szczęka  drżała, miała ochotę mu strzelić z liścia, a prędzej zabić. Rzucił ją, może wam opowiadał, a może nie. Nie wiem.
- Skąd wy się znacie? Caroline powiedz mi o co tu chodzi. - Ashley podeszła do Caroline i objęła ją ramieniem wiedząć, że ta może się rozpłakać.
Caroline odepchnęła ją delikatnie od siebie. - To jest ten Justin Bieber, z którym byłam. Pamiętasz jak Ci o nim opowiadałam, jaki to on jest idealny? Od razu Cię wyprzedzę, tak to go zdradziłam z paroma innymi facetami, tak bardzo go kochałam! Tak bardzo chciałam z nim wytrwać tyle pierdolonych lat! Ale zdradziłam go bo, bo właściwie nie wiem! Po prostu nie było dla nas przyszłości, ja młoda Caroline Rose McCarthy chciałam się zabawiać, masz teraz odpowiedź dlaczego go zdradzałam, Ashley! - Wtedy Caroline już nie wytrzymała i z jej oczu leciały pojedyncze łzy, wtuliła się w Ashley i szepnęła jej do ucha.
- Nie wiesz jak bardzo go kochałam. Chciałam spędzić miło ten wieczór, ale on musiał to popsuć.

_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>__>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>_>__>_>_

A więc pierwszy rozdział za nami, nie był jakoś rewelacyjny, ale to dopiero początek, od razu piszę iż nie sprawdzałam go dokładnie i mogły zrobić się błędy!! Bardzo prosiłabym o jakieś komentarze, bo chcę wiedzeć że ktoś to czyta.

              

Prolog

Nigdy nie myślałem o miłości, miłość zabija mnie psychicznie. Czasem zdaje nam się, że jesteśmy szczęśliwi jednak gdy w końcu trafiamy na tą niby jedyną osobę ona od nas ucieka, ucieka od tego co chcieliśmy z nią zbudować, my musimy wtedy cierpieć i popadamy w depresje, albo nałóg. W moim przypadku są to narkotyki, alkohol, a nawet panie do towarzystwa. Przychodziłem do klubu z osobą towarzyszącą, a wychodziłem z jakąś laską na jedną noc, to jest coś co sprawia, że czuję się pożądany przez dziewczynę, jednak wiem iż ona po prostu chce kasy. Jednak nie daję jej zarobionych pieniędzy tylko wyrzucam na ulicę, to jest moja codzienna rutyna. Miałem kiedyś dziewczynę, zerwałem z nią, nie to że mi się znudziła, po prostu mnie zdradzała i jeszcze perfidnie kłamała, że idzie na noc do koleżanki, żeby ją pocieszyć. Pocieszała ją co drugi dzień, suka. Nigdy bym nie wyzwał jej, ale sytuacja pozwala mi na to, a może jednak nie? Nie jestem w stanie o tym teraz myśleć, moja kochana mamusia jak zawsze trzyma moją stronę, wyczujcie ten sarkazm. Pierwszy tydzień po zerwaniu mieszkałem u niej, bo nie chciałem sobie czegoś zrobić siedząc samemu u siebie w domu pod wpływem narkotyków i alkoholu, jestem wtedy demonem, zwłaszcza kiedy nadużyję alkoholu, jednak nie przeszkadza mi to, to jest mój styl bycia. Wracając do mojej kochanej mamusi, po opowiedzeniu jej całej historii z zerwaniem odpowiedziała tylko głupie, a jakże złe słowo w moją stronę, "- Nie byłeś jej wart, marnowała się przy Tobie, zostań przy dziwkach. One przynajmniej zniosą Twoje cierpienia robiąc Ci loda." Śmieszne prawda? Tak matka by się nie zachowała, nie w przypadku zerwania. Dlaczego ją broniła? Bo sama mi ją wybrała, a ja głupi się zgodziłem. Po co? Chciałem w końcu ułożyć sobie życie i mieć kogoś kto będzie mnie kochał, matka od mojego urodzenia chciała mnie oddać jednak mój tata jej zabronił. Dlaczego tata, a nie np. mój stary? Ponieważ to on mnie wychowywał, a matka wyjechała do innego miasta żeby pracować, a Jeremy, mój tata najzwyczajniej w świecie wywalił ją z domu gdy niby wróciła już do Stratford na stałe. Takiego chuja! Gdy ukończyłem 17 lat, tak wiem byłem młody, wyprowadziłem się od taty, który nie miał nic przeciwko. Potrzebowałem się usamodzielnić, udało mi się, ale nie do końca. Tak, tak narkotyki i złe towarzystwo jednak nigdy nie chciałem mieć gromady przyjaciół wiec został mi Drew, przyjaciel, kumpel (jak kto woli) który mnie wciągnął w alkohol, narkotyki same się znalazly w moim życiu, nie wiem jak, ale nie żałuję. Zapomniałem o najważniejszym, należę do gangu, największego w Stratford "Yardies". O tym wszystkim dowiecie się kiedyś, kiedyś. Na razie nie mam zamiaru Wam opowiadać, jeszcze nie.